Posłuchaj o pozycjonowaniu zagranicznym w formie podcastu:
Wojciech Urban, SEO R&D Specialist w Delante: Cześć, witajcie w kolejnym odcinku Delante przy kawie. Dziś jest z nami Gosia Kwiecień. Gosia jest Head of SEO w Delante, a wcześniej Gosia miała długą karierę w naszej firmie. Zaczynała od stażu, zdaje się, i przechodząc przez całą ścieżkę kariery po Team Leadera, dziś czuwa nad całym działem SEO.
I z Gosią porozmawiamy sobie o obsłudze klienta zagranicznego versus obsłudze klienta polskiego: jak to się ma do siebie, czym to się różni.
Cześć Gosia.
Gosia Kwiecień, Head of SEO w Delante: Cześć.
W: Jeszcze ogromna prośba do Was, jeśli oglądacie nas na YouTubie, dajcie łapkę w górę, możecie zasubskrybować kanał, żeby nie umknęły Wam żadne nowości. A jeśli słuchacie nas na którejś z platform podcastowych, to tam również możecie nas zafollowować.
Gosia. Tak na początek, jakich klientów zagranicznych pamiętasz najbardziej?
G: Dobre pytanie, w sensie nie spodziewałam się go. Ale powiem Ci szczerze, że jako, że bardzo bliska mojemu sercu jest zasada pamiętasz 95% rzeczy dobrych i 5% rzeczy złych i zazwyczaj te 5% bardzo mocno się wybija, to jak teraz sięgam pamięcią to zazwyczaj pamiętam tych klientów, którzy trochę mi dali w kość, no nie?
Z jednej strony to fajnie, bo na tych klientach najwięcej się nauczyłam, bo wchodziłam gdzieś tam w ten świat international i to są głównie faktycznie klienci international.
Na pewno to jest jeden z klientów takich zagranicznych enterprise’ów z Teksasu, który mocno dał mi w kość, bo dość mocno mnie zestresował. W sensie, że to jest tak, że wchodzisz w zupełnie inny świat, gdzie masz rozmowy z prezesami, z marketing managerami i tak dalej, gdzie jeszcze twoja pewność siebie nie do końca jest wysoka, a dodatkowo oni mają procedury, których ty nie rozumiesz.
W sensie, że ja jestem bardzo mocno nastawiona na efekty i na performance, i w momencie, w którym ktoś mi mówi, dobra, to te title to one mają być w takiej i takiej szerokości, wrzucasz je do Excela, no i wtedy ty czujesz się trochę jak stażysta. No i taką potrzebę miał ten klient.
No i dla mnie to było ciężkie, natomiast nauczyłam się, że kultura organizacyjna danej firmy jest bardzo mocno istotna, bo my nie możemy jej negować, tylko musimy spróbować z nią współgrać i tego też oczekują tacy klienci.
Chcesz wyświetlać się wysoko w Google w innym kraju?
Na pewno fajnym wyzwaniem dla mnie był też klient, w którym łączyliśmy osoby kontaktowe z różnych stref czasowych, czyli jedna osoba była w Stanach, jedna osoba była chyba w Szkocji, jedna osoba była w Indiach, no i my w Polsce. I wdzwonienie się w ogóle na tego calla było dobrą gimnastyką, bo trzeba było połączyć różne godziny. I to mnie też nauczyło, że ludzie w taki sposób też współpracują, że to się da, że to jest normalne, że dla nich to jest też fajne.
Natomiast klienci, którzy oczekiwali na przykład innych rzeczy, które dotychczas robiliśmy w Polsce, na pewno mnie gdzieś tam mocno uczyli. Ale pamiętam też miłych klientów. W sensie, że słodziaków się bardzo fajnie gdzieś tam wspomina. Niektórzy są z nami też do dziś. Więc to są klienci, którzy gdzieś tam torowali drogę.
Na pewno dobrze mi się też współpracowało z klientami jakichś tam branż, które są mi bliskie. W sensie jakby wszystkie rzeczy jakieś tam odzieżowe i tak dalej, no to to też było fajne wyzwanie.
W: A twój pierwszy klient zagraniczny w Delante?
G: Mój pierwszy klient to były kampingi. To była współpraca właśnie z… no pierwsza moja w ogóle, pierwsze moje rozmowy po angielsku z klientami, też łączenie się na Zoomie. I to było przed pandemią, więc to nie było jeszcze takie…
W: Kto wtedy o tym słyszał.
G: No tak, więc to było takie wow, trzeba się zdzwonić. Może to nie był Zoom, tylko to był Skype jeszcze wtedy, więc jest szansa, że Zoom po prostu wypłynął już po pandemii.
Natomiast to był klient, który robiliśmy go na Francję i na Niemcy, natomiast kontakt już był po angielsku. Osiągnęliśmy tam super wyniki, współpracujemy z tym klientem do dziś, już nie pod moją opieką, natomiast to było bardzo fajne. W sensie, że to był miły klient jak na początek, no i też na nim dużo się nauczyliśmy.
W: OK, a mówimy o kliencie zagranicznym, czyli właściwie o kim? Jak zdefiniować, który klient jest de facto z zagranicy? Bo przy biznesach online to czasem może się zacierać.
G: Wiesz co, na pewno można podejść do tego w różny sposób.W sensie, że najprostszym podziałem to dzielisz klientów, którzy mówią po angielsku i którzy nie mówią po angielsku, czyli polskich i zagranicznych w taki sposób.
Natomiast można wejść głębiej, w sensie patrząc też na to, jak rozwijało się Delante i jak to portfolio klientów się zmieniało. To myśmy zaczynali od małych klientów polskich na niskich budżetach i tam uczyliśmy się, w jaki sposób poprowadzić ten proces, jak to sobie ustrukturyzować.
Jak byliśmy gotowi, to te budżety zaczęły rosnąć i zaczęły się pojawiać też tematy klient Polski wychodzący na rynek zagraniczny. I on też jest traktowany jako klient zagraniczny, bo jeżeli i w tym czasie było bardzo dużo klientów polskich, którzy wychodziły na Niemcy, no i proces niemiecki jest inny, więc to też jest klient zagraniczny.
Potem zaczęli się pojawiać klienci polscy, którzy jakąś część procesu, czyli na przykład zespół deweloperski, mieli zagranicznie. Więc wtedy wymagało to od nas gimnastyki, okej, no to część komunikacji musi być po angielsku.
Stwierdziliśmy w pewnym momencie – spróbujmy. Nasze procesy były już na tyle ustrukturyzowane, że byliśmy gotowi, żeby zobaczyć jak jest, jeżeli już komunikujemy się w innym języku.
No i zaczęliśmy tak jak w przypadku polskich, od małych budżetów, trochę atakując najpierw Europę, więc mieliśmy sporo klientów choćby z Hiszpanii, z Niemiec i to też jest inny proces, no bo rozmawiasz nie z nativem, ale rozmawiasz z klientem, który mówi po angielsku i jednak patrzysz na ten kraj i na tą kulturę, którą ma wokół.
No i ostatecznie byliśmy gotowi na to, żeby zacząć współpracę też z klientami ze Stanów. No i teraz to praktykujemy. Czy też z Kanady, więc to był taki nasz ostatni etap, na którym jesteśmy teraz.
.wpforms-container
W: Okej. Natomiast czy te różnice pomiędzy klientami z zagranicy a klientami z Polski, one są tak duże? Przecież i tak każdy chce, żeby zrobić SEO.
G: Wiesz co… i tak, i nie. Bo oczywiście klienci zagraniczni też oczekują efektów, ale ich potrzeby są zupełnie inne. W sensie, jeżeli weźmiesz szablon procesu polskiego i przełożysz na proces zagraniczny, to ci klienci zaczną wypowiadać. W sensie, że oni sobie pomyślą, Boże, oni w ogóle współpracują nie tak, jak my byśmy chcieli, bo ich kultura wymaga czegoś innego.
I największym zaskoczeniem dla mnie było to, że oni potrzebują człowieka. W sensie, że oni nie potrzebują tego, w przypadku polskich klientów, myślę, że można powiedzieć, że… wystarczy robot, ChatGPT. No nie, natomiast dużo bardziej się sprawdza i to też widzimy po Polsce, że raczej masz accounta, który nie obsługuje tego klienta.
U nas jest to inaczej zrobione, bo mamy trochę inny model, że ten specjalista współpracuje blisko z klientem. I to też powoduje, że my byliśmy gotowi, żeby zacząć relacje budować też z klientami zagranicznymi, bo dla nich to, czy ktoś ma fajny vibe, czy ktoś z nimi porozmawia, czy zdzwoni się z nimi raz na tydzień, to było bardzo istotne.
Oni są wychowani w tej kulturze historii, w sensie, że opowiadasz historię, która ma jakiś wpływ, czyli oni muszą wiedzieć, co ty będziesz robił, po co ty to w ogóle robisz, jaki to ma wpływ, czy to im się opłaca i co to daje, a jakie są następne kroki. To jest prosty szablon, który też pokazuje, że działamy w takim kierunku.
W przypadku polskich klientów raczej jest tak – zróbmy to, co jest w ofercie i ma być efekt, kasa ma się zgadzać i tyle. Nie musimy sobie słodzić, nie musimy sobie rozmawiać w taki sposób, więc te small talki są mniej istotne.
Ale tak wracając, Wojciech, jeszcze do tych klientów zagranicznych, bo jest też jeszcze jeden scenariusz, który teraz mi wpadł do głowy. No to, że jest klient zagraniczny, nie mówiący po polsku, który chce uderzyć rynek Polski. No nie? I to jest troszeczkę inny przykład. I tutaj pozwolę sobie zabrać głos, mimo że to ty prowadzisz wywiad, bo wiem, że masz takich klientów. I co dla nich jest istotne i dlaczego się decydują na agencję z Polski?
W: To jest jedna specyficzna firma, która wyszła z Holandii i wchodzi na różne rynki i ma już taką stałą zasadę, że zawsze bierze do współpracy agencję z danego konkretnego kraju. Idąc za tym, że będą lepiej rozumieli język, uwarunkowania jakieś kulturowe, no tym bardziej, że tu jest niszowa, mocno specjalistyczna branża i przy tej współpracy nam to też mocno wyszło, takie niuanse językowe.
Dla klientów zagranicznych ważna jest relacja ze specjalistą, natomiast współpraca biznesowa ma jakieś też aspekty formalne, czy powinna Czy pod właśnie kwestią takich formalności ten klient zagraniczny też się różni od polskiego?
G: Oj, i to jak.W sensie, tak szczerze, patrząc już tak totalnie formalnie, no to klienci polscy, jeżeli chodzi o umowę, bo to jest na przykład też dość istotne, to tutaj nie ma jakiegoś większego wyzwania.
Jeżeli masz okres wypowiedzenia to masz okres wypowiedzenia i każdy go przestrzega. Mamy też prawo, które nam to umożliwia.
W: No i jakieś instytucje, bo wszyscy działamy w ramach jednego porządku prawnego.
G: Tak, więc to na pewno jest tak, że jeżeli mamy na przykład umowy zmieniające, czyli mamy aneksy czy porozumienia, moc podpisania dokumentu jest duża.
W przypadku klientów zagranicznych, i to jest też case, z którym myśmy się dealowali przez jakiś czas, no to to jest kwestia tego, że na przykład Amerykanie mają dużą potrzebę wolności i u nich umowy to jest takie…
No jest ta umowa fajnie, natomiast jeżeli chcę zerwać współpracę, to ja zrywam współpracę. I jakby nie chcę, żeby ktoś ograniczał moją wolność. To jest trochę na zasadzie takiej subskrypcji, czyli nie chcę korzystać z Waszych usług, więc odpinam kartę.
I nie jest to w przypadku wszystkich klientów zagranicznych, bo jeżeli na przykład macie klientów ze Skandynawii albo klientów właśnie ze Szwajcarii, Niemiec i tak dalej, to mimo tego, że to są klienci zagraniczni, którzy mówią po angielsku z nami i komunikują się w taki sposób to oni będą tego przestrzegać.
No i też Unia Europejska nam to też umożliwia, że jesteśmy w stanie w razie czego zwindykować.
Natomiast jeżeli chodzi o klientów ze Stanów, to to jest duży case. Jeżeli chodzi o windykację, to też dużo trudniej jest zwindykować klienta ze Stanów.
W: No ale windykacja, czy właśnie takie ściąganie należności, to jest już tam etap po zakończonej współpracy. A może też warto powiedzieć parę słów o tym, co się dzieje przed rozpoczęciem takiej współpracy, jakie wtedy różnice są naoczne.
Czy ta oferta skierowana do klientów z zagranicy, powinna mieć jakieś inne elementy, powinna mieć tych elementów więcej czy mniej w porównaniu z takimi ofertami jakie funkcjonują w Polsce.
G: Wiesz co, na pewno to co będzie miało znaczenie i trochę bazujemy w ogóle cały czas wokół historii, wokół relacji, bo to też ma znaczenie na etapie sprzedażowym. W przypadku klientów zagranicznych ta oferta będzie krótsza, ale idealnie, jeżeli ktoś opowie Ci historię, w sensie, że Ty nie musisz czytać, nie wiem, 50 slajdów, tylko ich interesuje, dlaczego?
W sensie, że dlaczego proponujesz mi taką ofertę? Będzie też bardzo ważne dla nich indywidualne podejście.
Czyli jeżeli Ty byś wziął ofertę i wysłał do wszystkich klientów taką samą, to… no oni się w końcu skumają, że coś jest nie tak, bo oni potrzebują tego takiego human touch, który jest idealny dla ich strony.
Często oni na przykład też pytają o taki secret sauce, no nie? W sensie jakiś tam magic mix, który…
W: Ten do hamburgerów z McDonalda.
G: Tak, tak, tak. Dla nich to jest po prostu coś takiego, słuchajcie, jakbyście to zrobili itd.
Dlatego oni bardzo doceniają, trochę też nawiązuję do obsługi, natomiast to też są różnice, że ktoś coś zrobił specjalnie dla nich.
To jest coś takiego, że nie tylko próbujemy naprawić, ale też chcemy im dodać wartości jakiejś tam, którą widzimy i potrzebują biznesowego gdzieś tam podejścia, marketingowego itd.
No i będzie miało znaczenie też, kto to sprzedaje. Bo w przypadku klientów zagranicznych, np. my mamy Asha, który jest native’em i to też działa, w sensie na klientów ze Stanów, to w ogóle akcent brytyjski to jest wow, super, więc oni już samą rozmową są w stanie myśleć, ej fajnie, że to jest klient, który dostanie osobę, która ma doświadczenie i fajnie, że taką osobę też mamy w zespole.
Na pewno to, co na klientów zagranicznych działa, to zniżki i rabaty.
W: Ale ja myślę, że w Polsce też.
G: No tak, natomiast patrząc na to, że tam są te wszystkie kupony, że możesz pójść do supermarketu i wszyscy sobie te kupony robią, no to to też działa. Wszystkie jakieś programy lojalnościowe, jakieś takie rzeczy.
Natomiast jeżeli chodzi o ofertę, to wydaje mi się, że lepiej jest to wytłumaczone na etapie sprzedaży, bo często klienci polscy mówią, dobra, to porównują raczej ilości. W sensie, że nie wiem, tu dostaję tyle contentu, tu tyle i na tyle pieniędzy. I takie efekty, więc tutaj powiedziałabym, oczywiście nie generalizuję, bo są też duże brendy, które będą patrzeć na co innego, natomiast jakby z większych takich różnic to bym powiedziała, że to jest to.
Zobacz jak zwiększyliśmy widoczność strony klienta na rynku amerykańskim!
W: Dobra, ale tak z perspektywy jeszcze nie kilkunastu, ale już kilku lat pracy też z klientami polskimi, czy obserwujesz coś takiego, że to jak SEO funkcjonuje w Polsce, te oczekiwania klientów, to jak się z klientami współpracuje, czy to ewoluuje w tę stronę, jak się współpracuje z klientami zagranicznymi?
Czy my jesteśmy tak okopani, że mają być wyniki, nie interesują nas relacje i mają się liczby zgadzać?
G: Wiesz co, idzie to w tę stronę na pewno dużo wolniej niż w przypadku klientów takich typowo ze Stanów, ale też zmienia się mentalność powiedziałabym w ogóle ludzi w Polsce, że kiedyś dla nas nie do pomyślenia było to i czasami też tak reagujemy, jeżeli ktoś skomplementuje, nie wiem, naszą koszulkę, naszą fryzurę, więc Wojciech, ładna fryzura!
Jest zupełnie inaczej niż jakby było jeszcze parę lat temu. Bo teraz możemy się zdziwić, natomiast dla osób w Stanach Zjednoczonych to jest totalnie normalne, że ktoś skomplementuje to, że ktoś ci powie, że fajnie wyglądasz i tak dalej.
I ta relacja była ważna.
Natomiast my w Polsce, i to też z rozwojem wiedzy SEO-owej, tego, że SEO jest ważne, że marketing jest ważny, że powinniśmy się reklamować i że to nie powinno być tylko odhaczenie czynności, powinniśmy patrzeć na cel, więc jeżeli naszym celem jest to, żeby te zamówienia się zwiększały, no to nie powinniśmy tylko i wyłącznie robić SEO, tylko powinniśmy się zastanowić, dobra, ale czemu oni je kupują?
Czyli jakby siąść, zastanowić się. I to jest bardziej myślenie amerykańskie, czyli my szukamy dlaczego, czyli tego why, a potem próbujemy to wdrożyć, dlatego popularność zyskuje UX coraz bardziej, dlatego też Google idzie w tą stronę.
No i pytanie czemu, no nie?
Dlatego, że wszystko się zmienia, bo użytkownik powinien być najważniejszy, dlatego mimo tego, że w Polsce mamy bardzo mocne SEO techniczne, trochę się odklejamy w stronę relacji i stajemy się tacy bardziej uczłowiecznieni, no nie?
W: Wspomniałaś wcześniej Asha, naszego sprzedawcę, jednego z naszych sprzedawców, który jest rodowitym Anglikiem, więc tu możemy pociągnąć ten wątek, czy do obsługi, może nawet nie tyle obsługi, co do pracy, do robienia SEO na rynkach zagranicznych potrzeba nativów?
G: Wiesz co, na pewno dobra jest współpraca. W sensie, że jeżeli masz kogoś, kto pewne rzeczy z tobą skonsultuje.
Natomiast ja na przykład się nie zgadzam z tym, że klienci zagraniczni często chcą od nas wiedzieć czy wasz content piszą nativi.
I ja się z tym nie zgadzam, bo to jest trochę tak, jakbyśmy wzięli dwie osoby w Polsce, które są nativami polskimi i kazali im pisać treści, na przykład mnie i ciebie, i na przykład jedno z nas miałoby background copywriterski, a druga osoba nie.
I teraz, czy chciałbyś treść osoby, która nie umie pisać, czy chciałbyś treść osoby, która umie pisać i szkoliła się w tym kierunku. I podobnie jest z natiwami zagranicznymi. Szczególnie w języku angielskim. Tak, no bo np. myśmy testowali różne rzeczy. W sensie testowaliśmy np. native’ów po prostu i brytyjskich, i ze Stanów Zjednoczonych itd. i ciągle ten content nie był idealny.
W sensie ciągle klient miał jakieś uwagi. No i w momencie, w którym znaleźliśmy osobę, która ma oczywiście jakieś tam tło zagraniczne, bo mieszkała długo w Stanach, natomiast jest rodowitym Polakiem, więc nie jest native’em, a jego teksty są po prostu chwalone przez klientów. I często też o to chodzi, no nie? Ten vibe, ten feeling.
I w przypadku klientów polskich to ma trochę mniejsze znaczenie. Natomiast i tone of voice, i to, że dla klientów ten cel contentu zagranicznego jest jakby inny.
W sensie jest bardziej taki, czy piszcie w taki sposób, jak my się chcemy komunikować z naszymi personami itd. i mają w stosunku do tego przemyślenia, ale nie musi to być klient, który dostaje nativa, bo często to po prostu nie wyjdzie, więc…
W: To jest ta opinia, z którą się spotkałem na jakichś zagranicznych grupach poświęconych SEO, gdzie diagnoza była taka, że szczególnie po pandemii, copywriting jest zasadniczo dosyć łatwą formą zarobku, dosyć wygodną, bo pracujesz z domu i bardzo wielu ludzi, szczególnie w języku angielskim, 80% treści w internecie jest po angielsku, więc bardzo dużo ludzi chciało nagle pisać, ale obniżyła się średnia jakość copywritera piszącego po angielsku.
I teraz nawet Polak, ale będący po filologii angielskiej, zresztą my jako Polacy mamy to w systemie edukacji, ten nacisk na gramatykę, poprawność językową chyba dużo większą, stąd też nam jest łatwiej innych języków się uczyć.
G: Tak, natomiast w przypadku klientów zagranicznych i tych amerykańskich, to gramatyka to jest jedno, ale też wyczucie, no nie? Dużo więcej moim zdaniem wniesie, jak taka osoba pójdzie na calla, posłucha tego klienta, dowie się, znowu opowie jakieś story i oni myślą, ej dobra, to w takim razie to jest okej.
Jeżeli oni poznają tego copywritera, to się okaże, że nieważne czy on mieszka w Polsce, czy on mieszka, nie wiem, w Hiszpanii, ale pisze dobrze, pisze zgodnie w duchu naszej marki. I to bym wzięła jako główną cechę, a nie to czy ktoś jest nativem czy nie.
W: Takim kolejnym elementem, który wydaje mi się jest mocno zróżnicowany pomiędzy SEO w Polsce, a SEO za granicą, to jest szczególnie link building. I widać to mocno po tym, o czym się mówi na konferencjach branżowych, ale także po jakichś dyskusjach na Facebooku, czy nawet o tym, co i jak się pisze na różnych blogach firm, agencji SEO w Polsce i za granicą.
Gdybyś mogła powiedzieć parę słów o tym, czym ten link building konkretnie się różni?
G: Na pewno wiesz co, zaczęłabym od prostej rzeczy, że dla klientów amerykańskich znowu ważne będzie takie poczucie transparentności, że oni chcą wiedzieć, co my robimy i często mylnie patrzą tylko i wyłącznie na to, że link building to jest tylko np. outreach, to jest tylko tworzenie gestpostingu itd.
Natomiast zapominają o tych źródłach, o których gdzieś tam Google też wspomina, czyli że link building powinien być naturalny. I często jedyny nacisk jest już na to, że to ma być high quality backling i wysokie DRy.
Więc tu pewnie pogadamy zaraz o manipulacji, natomiast kwestia jest taka, że to jest ich podejście i śmiali się gdzieś tam, że outreach w rozumieniu Polaków to jest po prostu Link House i WhitePress, bo to są te huby, które jakby zgromadziły wszystko to, żeby nie pisać do tych wszystkich wydawców.
I w Polsce wiele agencji po prostu robi to w ten sposób, że kupuje płatne publikacje i to jest offsite, natomiast powinniśmy patrzeć na to szerzej. I wydaje mi się, że w przypadku Stanów to kreatywne podejście do link buildingu powinno być już szersze. Musimy się zastanawiać, co ma konkurencja, co my możemy pozyskać.
Często linki bezpłatne, za które nie zapłacimy, mogą być lepsze niż te, które pozyskamy.
Szczególnie w Polsce, bo jeżeli wszyscy mają wszystkie domeny z Link House, to co to zmieni, że też to kupię, bo i tak muszę mieć coś innego, coś fajnego.
Na pewno ten link building zmienia się też, jeżeli chodzi o kraje. Nawet w Europie, że w UK bardzo popularny jest outreach i o tym też dużo razy Miłosz Krasiński mówił na konferencjach, że oni sobie opracowali swój sposób i on działa, bo w UK tak to wygląda.
Jeżeli chodzi o Hiszpanię, no to tam, co ciekawe, Hiszpania jest jakby trochę dalej za Polską i tam głównie linkuje się z Twittera, w sensie z social mediów itd. i to też faktycznie funkcjonuje. Natomiast my, ja bym chciała, żebyśmy szli w stronę jakościowego link buildingu, gdzie są i płatne, ale też zupełnie inne kanały, czyli nastawienie też na cel.
W: Chociaż te dwie wspomniane przez Ciebie platformy tam chyba wychodzą na zagranicę też, próbując tam promować polską szkołę link buildingu.
G: Tak, i myślę, że to, że Whitepress idzie jeszcze dalej, w sensie, że tych krajów jest bardzo dużo, że oni się rozwijają, że mają poszczególne jakby dywizje na kraje, to to jest super, bo to też pokazuje, że to jest polski jakby produkt, który działa i z którego mogą korzystać też inni, bo na zagranicę nie ma takich platform.
W: Znaczy te platformy zagraniczne, one bardziej chyba bazują nawet na tym, żeby szukać stron, do których możesz później napisać, bo strona odpowiada tematyce, czy dobrze rankuje na frazę, na którą ty chcesz się pozycjonować i żeby z tego powodu właśnie tam jakiś soft, który z tej strony skrejpuje maile i wysyła takie automatyczne zapytania outreachowe, które też zdarza nam się dostawać.
G: To też jest tak, że jak myśmy się uczyli link buildingu na różnych krajach, to pamiętam, że mieliśmy Słowenię i to była trochę taka praca w ogóle u podstaw, bo myśmy pisali do tych wydawców, w sensie, że Słowenia jest małym krajem, natomiast musieliśmy pozyskiwać płatne publikacje.
Wtedy Whitepress nie miał takich rzeczy, nie wiem czy teraz ma Słowenię, natomiast to jest tak, że to było bardzo, bardzo ciężkie, bo jak już odzywali się jacyś wydawcy, to krzyczeli sobie bardzo, bardzo duże stawki za znowu parametry słabe, ruch słaby, witryna taka se, no ale tam SEO nie jest tak rozwinięte jak w innych krajach Europy.
W: To też jest fajne, że w Polsce mamy coś, co jest chyba ewenementem w skali światowej i coś, czym możemy się chwalić, bo właśnie taki link building za pomocą Whitepress’a czy Link House’a, on jest dużo bardziej przewidywalny. Dużo prościej jest wtedy zadbać o to, żeby regularnie te domeny się pojawiały, bo jeśli bazujemy tylko na outreach’u rozumianym, że wysyłamy te zapytania, to nawet nie mamy pewności, ile osób nam odpisze, ile osób w ogóle przeczyta takiego maila.
To jest właśnie case z ostatniego Brighton w ramach jednej z prezentacji. Właśnie prelegent pokazywał system do automatyzacji wysyłania takich zapytań, gdzie z dziesięciu tysięcy bodajże wysłanych maili w ten sposób udało mu się pozyskać trzy linki, więc bardzo duży nakład pracy, przy bardzo znikomych efektach.
Co twoim zdaniem, oprócz link buildingu, wypracowaliśmy fajnego w Polsce, w SEO, co może się sprawdzać także za granicą?
G: Wiesz co, ja bym powiedziała, że know-how przede wszystkim, bo jeżeli chodzi o SEO, takie już on-site’owe rozkminy, rzeczy techniczne, wchodzenie głęboko w narzędzia, analizę i tak dalej, coś co ty też lubisz robić, to ja uważam, że to mamy na bardzo wysokim poziomie.
W sensie polska scena SEO, jeżeli chodzi o poziom w porównaniu właśnie do Stanów, gdzie bardziej się patrzy biznesowo, marketingowo, tam się nie wchodzi aż tak w szczegół. W sensie tam nie chodzi o to ej zmieńcie title, ej wykmincie nie wiem czy te H1, czy te globalne, czy schema i tak dalej. To nie jest aż tak istotne, bo oni patrzą na co innego.
Natomiast w Polsce ja uważam, że powinniśmy być dumni z tego poziomu, który mamy. No i przede wszystkim to jest też tak, że nam się chce, a przez to, że jesteśmy sprytni i chcemy sobie ułatwić pracę, to też próbujemy z narzędziami.
I na przykład jeżeli chodzi o gigantów, no to wiadomo, wszyscy używają Ahrefsa i Semrusha. Natomiast na polskiej scenie też mamy narzędzia, typu na przykład Surfer SEO, który ja pamiętam, że kiedyś jak zaczynaliśmy, jeszcze byliśmy na Emaus w biurze.
Przyjechał Michał Suski i zrobił nam szkolenie, ale wtedy nikt nie wierzył w Surfera, a teraz Michał jeździ po konferencjach, ostatnio w Mediolanie pokazywał super prezkę na temat tego, jak można te narzędzia wykorzystać i ono się zaczyna pojawiać na świecie, czyli to jest jakby super sukces ludzi, którzy byli zaangażowani. Tak samo jest z WhitePressem.
W: Bo jak dotąd dużo mówimy o różnicach pomiędzy klientem polskim a klientem zagranicznym, natomiast ci klienci zagraniczni to też nie jest jednorodna grupa, można by powiedzieć, co kraj to obyczaj.
I teraz twoim zdaniem, które kraje, czy klienci z których krajów, z którymi ty współpracowałaś, byli najbardziej charakterystyczni?
Jakbyś miała wymienić trzy kraje najbardziej specyficzne, jeśli chodzi o SEO?
G: Dobra, to może skupię się bardziej na Europie przez chwilę. No to na przykład klienci z Hiszpanii, a miałam ich kilku, to było widać ten temperament.
W sensie, że to jest tak, że oni ekspresywnie bardzo wyrażali swoje zadowolenie i niezadowolenie. Mieli bardzo takie poczucie, ej, ja dzwonię, teraz mamy rozmawiać i teraz jak to wygląda, bo ja już nie wiem, bo moje życie się kończy. W sensie, widać było tam po prostu takie emocje.
Natomiast klienci włoscy, i w sumie to też pokazywało bardzo mocno, bo słowo na przykład kombinować jest tylko w języku włoskim i polskim. No i widać to było bardzo, bardzo mocno.
Miałam klienta, który robił stronę właśnie z włoskimi deweloperami. I Boże, dawno nie widziałam czegoś po prostu tak dziwnego i wymyślali po prostu koło na nowo.
W: Kombinowali.
G: Kombinowali bardzo. No i oczywiście nie wyszło to dobrze, ale z drugiej strony jakby mieli też takie podejście, że nie wolno używać słowa problem, bo problem znaczy, że nie działa i tak dalej, więc trzeba powiedzieć wyzwanie, ale to było takie, wiesz, takie zupełnie inne podejście.
Na pewno klienci niemieccy, no to są tacy strict to the point, w sensie, że są tacy, pogadamy sobie, ale tutaj musi być spisane w formatce, że to musi być tak, tak, tak i tak, jak to wygląda.
Klienci z Kanady zazwyczaj mam bardzo dobre skojarzenia. W sensie, że to byli klienci strasznie mili.
W: No, Kanada to jest taki stereotyp ludzi, którzy przepraszają cię za wszystko.
G: Byli super. Nawet jak byli źli, to oni przepraszali, że oni są źli. No i ze Stanów zależy z jakiego stanu. Natomiast też raczej bardzo spoko. I tacy nastawieni też na kontakt.
W: To jest wiadomo, co kraj to obyczaj, bardzo duża różnorodność i temat obsługi klienta zagranicznego jest bardzo szeroki. Myślę natomiast, że bardzo wiele ciekawych rzeczy dzisiaj padło, także dzięki Gosia, że podzieliłaś się z nami swoim doświadczeniem i mam nadzieję, że to nie ostatni odcinek Delante przy kawie, w którym się pojawisz.
G: Jak mnie zaprosisz, to przyjdę.
W: Już Cię dzisiaj zapraszam.
Was również zapraszam do oglądania kolejnych odcinków, także do komentowania, subskrybowania, obserwowania, share’owania i co tam jeszcze można w cudownych mediach społecznościowych zrobić.
Tymczasem dziękuję za uwagę, pozdrawiam i do zobaczenia.
G: Dzięki.